„socjalistyczna” Rumunia


W 1989 roku rumuńska partia komunistyczna PCR (Partidul Comunist Român) liczyła 3,8 mln towarzyszy (na 23 mln ludności, należał do niej co piąty dorosły Rumun). Tak masowe uczestnictwo wynikało najprawdopodobniej z wybitnie nacjonalistycznego charakteru komunizmu w tym kraju. Pomimo „otwarcia na Zachód”, życie w nim nie było bowiem łatwe  i od czasu do czasu na tym tle wybuchały bunty.  Securitate (Departamentul Securității Statului – Departament Bezpieczeństwa Państwowego) liczyła ok. 11 tys. etatowych funkcjonariuszy. Ceaușescu był nie tylko gensekiem i „towarzyszem prezydentem” ale i powszechnie uznanym „wodzem” narodowym więc wydawało się, że ma silną pozycję również w bloku komunistycznym. Tym bardziej, że realizował istotną dla jego celów taktykę, odgrywając rolę komunisty „niezaangażowanego” i „niepokornego”. Z tego względu był pożądanym partnerem dla przywódców tzw. wolnego świata. Gdy jednak należało podjąć kluczowe decyzje, zbyt indywidualnie postrzegał kwestię komunistycznego internacjonalizmu i to doprowadziło go do zguby. Okazało się, że nie jest leninistą na miarę potrzeb i czasów i nie on ostatecznie decydował o tym, czy i jak ma zostać przeprowadzona pierestrojka w RSR (Republica Socialistă de România – Socjalistyczna Republika Rumunii). Jako że tzw. Zachód od początku postawił na Gorbaczowa i pierestrojkę, Ceaușescu, który opierał się  „liberalizacji”, z dnia na dzień stał się jednym z jego głównych wrogów. W szczególności dla USA.

Ostatni aktywny antykomunista Ion Gavrilă Ogoranu został ujęty w 1976 roku (dowodził oddziałem partyzanckim, który walczył w Karpatach w latach 1948-1957). Zorganizowanej „opozycji wewnętrznej” praktycznie w „socjalistycznej” Rumunii nie było, jedynie niewielkie grupy lub pojedyncze osoby próbowały zakładać rumuńską wersję Karty 77, czy też niekomunistyczne związki zawodowe. Jednym z „dysydentów” był Vlad Georgescu, były członek PCR oraz informator Securitate,  a następnie na emigracji szef rumuńskiego desku RFE. „Dysydentką” była też Doina Cornea, która m.in. w listopadzie 1987 roku wyraziła swoje poparcie dla zbuntowanych robotników w Braszowie, za co została na krótko uwięziona. „Dysydenci” nie mieli praktycznie żadnego wpływu na społeczeństwo, zaś jawnych „reformatorów” trudno by szukać w PCR. Znaleźli się jednak tacy, którzy gorąco poparli „liberalizację” gdy już nadeszła jej  pora.

W maju 1987 roku z „bratnią wizytą” do Bukaresztu przybył sowiecki gensek. Być może to właśnie po niej na Kremlu podjęto decyzję co do przyszłej „operacji rumuńskiej”. Zaczęła się ona bowiem pół roku później. 15 listopada 1987 roku w RSR odbyły się „wybory” do „rad narodowych”  (przy oficjalnie ogłoszonej frekwencji 99,9%). Tego samego dnia w Braszowie wybuchł bunt robotników fabryki ciężarówek „Czerwony sztandar”, a jego przyczyną była, ujawniona w dniu poprzednim obniżka o połowę wypłat pensji. Pochód robotników przeszedł do komitetu partii komunistycznej.  Wznoszono hasła przeciwko Ceaușescu, a także antykomunistyczne i narodowe. Securitate nie wkraczała do akcji, obserwując jedynie wydarzenia, co było o tyle ciekawe, że dopiero co Ceaușescu mianował na szefa służby, jak mu się zdawało „swojego człowieka”, generała Iuliana Vlada. Tłum wdarł się do komitetu i splądrował go, m.in. wyrzucając na bruk portrety „geniusza Karpat”. Dopiero wtedy wkroczyły do akcji siły porządkowe i brutalnie spacyfikowały manifestację. Jeśli hipotezy o inspiracji tych wydarzeń przez służby specjalne są trafne (a wskazują na to okoliczności wywołania buntu oraz zachowanie się Securitate w jego trakcie) mogło to być „poważne ostrzeżenie” dla Ceaușescu albo też „rozpoznanie bojem”.

W styczniu 1988 roku  rumuńska sekcja RFE rozpoczęła nadawanie fragmentów książki „Red Horizons” Iona Mihaia Pacepy, który, będąc generałem w Securitate (zastępca szefa wywiadu) i doradcą rumuńskiego genseka, przeszedł na stronę Zachodu (USA) dziesięć lat wcześniej. Fragmenty te m.in. przedstawiały Ceaușescu i jego żonę (de facto osobę nr 2 w kraju) w bardzo złym świetle i promowały „dobrych komunistów”, których należy popierać. Jednym z nich był emerytowany generał Nicolae Militaru. Pacepie nie przeszkadzało to,  że Militaru był agentem sowieckiego GRU  o czym sam informował (i co zostało po latach potwierdzone). Emisja w RFE była niewątpliwie inicjatywą rządu USA, który w ten sposób dawał do zrozumienia Ceaușescu, że rząd amerykański zmienił swoją postawę wobec rumuńskiej „niezależności”, którą ten uosabiał. Potwierdziły to następnie konkretniej, cofając RSR tzw. klauzulę najwyższego uprzywilejowania w handlu zagranicznym. USA postawiły na pierestrojkę i starały się jak tylko mogły wspierać sowietów, a w przypadku „socjalistycznej” Rumunii, po zamieszkach w Braszowie, łatwo było im to uzasadnić. Swoje „trzy grosze” dołożyli komuniści węgierscy w tym czasie przeprowadzający swoją „liberalizację”, nagłaśniając kwestie narodowościowe  oraz przestrzegania praw człowieka w „socjalistycznej” Rumunii na przykładzie prześladowania pastora László Tökésa, działacza politycznego w środowisku węgierskich „dysydentów” w RSR. Sowieci ze swojej strony, otwarcie starali się wypromować Mircea Dinescu, jednego z „dysydentów” popierającego Gorbaczowa i pierestrojkę, zapraszając go do Moskwy i emitując wywiad z nim w radiu moskiewskim  (po rumuńsku). Pod koniec roku bardzo uaktywnił się komunistyczny weteran Silviu Brucan, aparatczyk, były propagandzista (dyrektor reżimowej telewizji)  i ambasador w USA oraz przy ONZ w latach 50 i 60, który po wizycie Gorbaczowa ujawnił się jako przeciwnik Ceaușescu, a następnie „wylansował się” wykorzystując protest robotników w Braszowie. Tym razem wybrał się  „w objazd”  po krajach zachodnich, gdzie spotykał się z przedstawicielami tamtejszych władz, zaś po powrocie zaczął  organizować  grupę „reformatorów”. Udało mu się nakłonić do udziału w niej pięciu innych komunistów, chociaż wszyscy oni byli dawniej „stalinowcami” (ale to nic nowego w tej „branży”). Grupa wystąpiła publicznie w marcu 1989 roku, publikując za pośrednictwem rumuńskiej sekcji BBC tzw. „List Sześciu”, w którym poddali łagodnej krytyce rządy  Ceaușescu, oferując mu przy tym swoją pomoc w ewentualnych „reformach”. Prasa zachodnia, która szeroko tekst nagłośniła, uznała go powszechnie za „manifest grupy partyjnych reformatorów”.

Do „kongresu” rumuńskiej kompartii, który rozpoczął się 20 listopada 1989 roku „liberalizacje” ogarnęły już wszystkie pozostałe „demokracje ludowe” z bloku sowieckiego i Ceaușescu pozostał sam (w sąsiedniej, „ludowej” Bułgarii „liberalizacja” rozpoczęła się latem 1987 roku, po czym pół roku później powstała pierwsza organizacja „opozycyjna”, rozbudowana następnie przy znaczącym udziale tamtejszej bezpieki. Dzień po „upadku muru berlińskiego” politbiuro bułgarskiej kompartii  zmieniło genseka Todora Żiwkowa na „reformatora” i absolwenta moskiewskiej MGMIO,  Petyra Mładenowa). Zanim jednak towarzysze rumuńscy odśpiewali pierwszą kongresową „międzynarodówkę”, RFE nadała listy otwarte do członków KC PCR  z apelem o wybór innego genseka. W ten sposób na scenie rumuńskiej „rozgrywki” pojawił się nowy aktor: FSN  (Frontul Salvării Naţionale – Front Ocalenia Narodowego). „Obradujący” komuniści nie posłuchali jednak  tego wezwania i po raz kolejny „wybrano” Ceaușescu.

W dniach 2 i 3 grudnia 1989 odbyło się spotkanie sowieckiego genseka z amerykańskim prezydentem na sowieckim okręcie wojennym „Maxim Gorki” u wybrzeży Malty. Należy sądzić, że Bush potwierdził wówczas swoje pełne poparcie dla przyszłych działań sowietów, także w odniesieniu do „socjalistycznej” Rumunii. Następnego dnia do Moskwy przybył Ceaușescu na „konsultacje”. Wedle relacji, w ostatniej rozmowie z Gorbaczowem przypomniał mu słowa Lenina: „nieważne jak mało by nas było, musimy podnieść sztandar”. Chociaż sam przez dłuższy czas po leninowsku zwodził Zachód co do swojej „niezależności”, zapewne nie dopuszczał możliwości, że komunizm może aż tak bardzo zmieniać postać, co każe wątpić w jego dobrą znajomość leninowskich „wskazówek”. Gorbaczow ze swojej strony zignorował nie tylko tę uwagę ale i rumuńskiego genseka. Trudno się temu dziwić, gdyż decyzja została już wcześniej podjęta i wprowadzona w życie. Gdy Ceaușescu wyjeżdżał z Moskwy, nie żegnał go żaden z odpowiedzialnych za to towarzyszy sowieckich.

10 grudnia 1989 roku rozpoczął się masowy napływ „turystów” ze Związku Sowieckiego podróżujących w kolumnach samochodów oraz w autobusach, w ilości 1000 pojazdów dziennie (przedtem było to 80 samochodów na dzień).  Reagując na to, 11 grudnia kierownictwo PCR zdecydowało o zmianach w kwestii „ochrony granic”. Odpowiedzialna za to zadanie służba została przeniesiona z „ministerstwa obrony” do „ministerstwa spraw wewnętrznych”, co sugeruje utratę zaufania tegoż kierownictwa do towarzyszy z „ludowej” armii, pomimo tego, że jednym z jej generałów był brat Ceaușescu. Jak podaje późniejszy raport z dochodzenia w tej sprawie (1994), „turyści” deklarowali przejazd tranzytem do sąsiedniej, komunistycznej Jugosławii (gdzie także miały już miejsce „demokratyczne przemiany”, najbardziej zaawansowane w „socjalistycznych republikach” Słowenii i Chorwacji). Byli to z reguły młodzi i wysportowani mężczyźni, mówiący łamanym rumuńskim, co sugeruje, że pochodzili głównie z Mołdawskiej Republiki Sowieckiej. Byli także uzbrojeni (trzech z nich, jako podejrzanych o terroryzm ujęły i rozstrzelały rumuńskie służby specjalne w okolicach Krajowej). Ich punktem zbornym były Jassy, nieopodal granicy sowieckiej, zaś faktycznym celem ich wyprawy były Timișoara oraz Bukareszt. Wspomniany powyżej  raport zwraca uwagę także na zaangażowanie węgierskich oraz „nieokreślonych, zachodnich” służb specjalnych.

14 grudnia doszło do próby zorganizowania demonstracji w Jassach, którą podjęli tamtejsi „dysydenci”. Nic z tego jednak nie wyszło bowiem teren został wcześniej „zabezpieczony”, a „turyści” się nie ujawnili. Dzień później w wielonarodowościowej Timișoarze było już jednak inaczej. Ewangelicy (głównie Węgrzy) protestowali w związku ze sprawą przeniesienia z Timișoary na prowincję, wspomnianego już „opozycyjnego”, kalwińskiego pastora László Tökésa (decyzję wydały władze kościelne, idąc na rękę komunistom). Dzień opuszczenia parafii przez Tökésa wyznaczono na 15 grudnia. Tego dnia o 8 rano rozpoczęła się demonstracja niewielkiej grupy jego zwolenników (ok. 10 osób). W przeciwieństwie do Jassów władze nie „zabezpieczyły” miejsca gdzie obywał się protest i dość szybko w ciągu dnia demonstracja nabrała „mocy”, przeradzając się w antyrządową. Trwała całą noc, a „siły porządkowe” nie interweniowały. Miejscowy sekretarz PCR i inni tamtejsi komuniści nie kwapili się do podjęcia takiej decyzji.  W rezultacie tego, od rana 16 grudnia bunt ogarnął całe miasto i przybrał znacznie na sile.  Rozpoczęło się także plądrowanie sklepów i demolowanie budynków (sporo ze zrabowanych towarów odkryto później w zajętej przez demonstrantów siedzibie Securitate). W tej sytuacji wysłano do akcji 80-cio osobowy oddział „sił porządkowych”, który jednak został łatwo zneutralizowany przez zrewoltowany tłum. Rano 17 grudnia  z Bukaresztu przybył „sztab kryzysowy”, a na ulicach pojawiło się „ludowe” wojsko wyposażone w ostrą amunicję i ciężki sprzęt. Jednak ta demonstracja siły nic nie dała i w mieście ze zwojoną siłą wybuchły demonstracje, próbowano zdobyć siedzibę kompartii. W tych okolicznościach „minister obrony” wydał rozkaz akcji wojskowej i po południu padły pierwsze strzały i pierwsze ofiary.

Informacje o tym co się dzieje w Timișoarze bardzo szybko obiegły cały świat, przede wszystkim dzięki relacjom RFE oraz telewizji węgierskiej. Narzuciły one całkowicie zafałszowany obraz wydarzeń, w którym liczebność demonstracji, a przede wszystkim liczba ofiar były znacznie zawyżone (informowano o dziesiątkach tysięcy zabitych). Miało to ogromny wpływ na sytuację w kraju, którego mieszkańcy powszechnie korzystali z tych dwóch źródeł informacji. Podane „fakty” potwierdzały inne źródła, które wszakże opierały się na wspomnianych relacjach RFE i telewizji węgierskiej, co tworzyło spiralę fałszywych informacji. Przekaz ten utrwalił się do tego stopnia, że w późniejszym okresie niezwykle trudno było Rumunom zaakceptować rzeczywisty obraz przebiegu wydarzeń (17 grudnia było faktycznie 63 zabitych, a w dniach następnych 16 zabitych). Wczesnym ranem 18 grudnia, dowodzący akcją wojskową w Timișoarze generał pułkownik Ion Coman,  niezgodnie z prawdą powiadomił jednego z najbliższych współpracowników Ceaușescu o tym, że sytuacja w mieście została opanowana. Uspokojony tą informacją gensek udał się do Iranu na zaplanowaną wizytę zagraniczną (jego żona pozostała w kraju). Tego samego dnia w „Iskrze Młodzieży”, „organie” rumuńskiego Związku Młodzieży Komunistycznej pojawił się niezwykły o tej porze roku artykuł o sposobach opalania się nad morzem, co najprawdopodobniej było zaszyfrowanym rozkazem do dalszych działań pod nieobecność Ceaușescu. Demonstracje i walki w Timișoarze były kontynuowane, a kolejnego dnia rozpoczęły się tam także masowe strajki okupacyjne w zakładach przemysłowych. W jednym z  nich zatrzymano sekretarza komitetu wojewódzkiego Radu Bălana, który udał się na pertraktacje ze strajkującymi jako „dobry komunista”. Inicjatywę przejął wówczas komunistyczny generał Ștefan Gușă, który wydał rozkaz wycofania części wojsk, po czym rozpoczął negocjacje ze zbuntowanymi robotnikami. Zakończyły się one wypuszczeniem uwięzionego wcześniej komunisty oraz okrzykami  „armia jest z nami!”, co zostało jeszcze nieraz powtórzone w Timișoarze, a później także w stolicy kraju oraz w innych miastach. Od rana 20 grudnia ludność miasta bratała się z komunistycznymi żołnierzami a jeszcze przed południem, za wiedzą i zgodą „ministra obrony”, wydano rozkaz zakazujący użycia broni przez wojsko, które wkrótce potem wycofano do koszar. Przybyli zaraz potem na miejsce, reprezentujący Ceaușescu dygnitarze, wysłuchali już, ze strony wyłonionego podczas demonstracji „frontu demokratycznego”, żądań ustąpienia genseka – „prezydenta”, otwarcia granic, transmisji wydarzeń na cały kraj oraz przeprowadzenia wolnych wyborów. Timișoara została opanowana przez rebeliantów.

Ceaușescu powrócił do Bukaresztu po południu 20 grudnia. Wkrótce potem przygotował odezwę do narodu, zawierającą propagandowe slogany (m.in. o chuliganach z Timișoary) ale także tezę o porozumieniu między Gorbaczowem i Bushem w kwestii jednoczesnej interwencji sowieckiej w RSR oraz amerykańskiej w Panamie (która miała miejsce celem obalenia dyktatury wojskowej Manuela Noriegi). Wczesnym wieczorem wygłosił ją w reżimowym radiu i telewizji, po czym spotkał się z zastępcą sowieckiego „ambasadora” (zamierzał spotkać się z ambasadorem, który jednak „wyjechał” do ZSRS). Zaprotestował wobec fałszowania relacji przez sowiecką „agencję” TASS oraz poinformował o udziale służb sowieckich oraz węgierskich w wydarzeniach w Timișoarze. W tym samym czasie, zgodnie z jego dekretem ogłoszono stan wyjątkowy  w całym województwie Timiș. Była to jednak jego ostatnia decyzja w tym względzie i została ona w istocie zignorowana. Generał Victor Stănculescu (pierwszy zastępca „ministra obrony”), wobec przekazania mu dowództwa wojsk w Timișoarze natychmiast położył się do szpitala, podając lekarzom dokładną godzinę następnego dnia o której może go opuścić. Wiedział co mówi, gdyż następnego dnia o podanej porze Ceaușescu faktycznie stracił już wpływ na rozwój wydarzeń.  W tym czasie centrum wydarzeń stawał się już Bukareszt w którym już od kilku dni pojawiały się ulotki zapowiadające upadek władzy Ceaușescu. Rumuńskiemu gensekowi udało się jeszcze zwołać „wiec poparcia” przed siedzibą KC PCR  który odbył się 21 grudnia w południe. Nie zabrakło na nim tłumów. Jakkolwiek rozpoczęło się jak zwykle i nie zabrakło skandowania i oklasków ze strony zgromadzonych, to niebawem wiec został poważnie zakłócony (dźwięki „sprzężenia”, a następnie tumult i panika). Ktoś inny dawał do zrozumienia, że ma znaczący wpływ na przebieg wydarzeń.

Gdy Ceaușescu kończył swoje przemówienie, za jego plecami można było zauważyć ożywiony ruch, prawdopodobnie wśród funkcjonariuszy Securitate. Oprócz bowiem zwyczajowego masowego „hurra!” w tłumie pojawiły się także okrzyki „precz z Ceaușescu!”. Rumuński gensek zorientował się, że lada chwila może rozpocząć się rebelia w Bukareszcie i zaraz po wiecu przejął dowodzenie. Błędnie sądząc, że jego rozkazy nie będą ignorowane, nakazał rozpocząć akcję ofensywną przeciwko rozpoczynającej się rebelii w stolicy kraju.  Było już jednak na to za późno. Wiec skończył się ok. 12:40, a ok. 13:30  rozpoczęły się w Bukareszcie starcia między demonstrantami i wojskiem. Demonstranci stawiali barykady (jedna z głównych  powstała w pobliżu hotelu z zagranicznymi dziennikarzami, co znacznie przyczyniło się do podniesienia stopnia dramaturgii ich relacji). Tego dnia i nocy było 49 zabitych, a następnego 33  (do czasu „ewakuacji” Ceaușescu ze stolicy). Po wycofaniu się do partyjnej siedziby, gensek próbował jeszcze zorganizować sztab militarny. Wobec niechętnej postawy miejscowych kandydatów do tego gremium, polecił przyjechać do Bukaresztu generałowi Stănculescu z Timișoary. Najwyraźniej gensek nie zorientował się jeszcze, że komunistyczna armia już na dobre  przestawiła się na „wyzwolenie Rumunii” (od niego). Jedną z pierwszych rzeczy które Stănculescu zrobił po przyjeździe do Bukaresztu było udanie się do kolejnego szpitala wojskowego i nakazanie założenia sobie gipsu na rzekomo złamaną nogę. W takim też stanie stawił się przed Ceaușescu. Gdy załamany nerwowo presją ze strony Ceaușescu „minister obrony” Milea popełnił samobójstwo, gensek polecił Stănculescu objąć dowodzenie nad całą armią. Ten zaś, po krótkim czasie, wydał rozkaz wojsku, aby wycofało się do koszar oraz wezwał helikopter na dach KC PCR celem „ewakuacji” dygnitarzy. 22 grudnia 1989 roku, kilka minut po g. 12 Ceaușescu, jego żona oraz ich dwóch najbliższych współpracowników odlecieli helikopterem z siedziby KC. Trzy dni potem, w odległości 80 km od Bukaresztu, Nicolae i Elena Ceaușescu  zostali rozstrzelani seriami z karabinów maszynowych. Zarówno egzekucję jak też poprzedzający ją  pokazowy „proces” nadzorował generał Stănculescu. Wiedząc dobrze co ich czeka, zapytana podczas tego „procesu” o to czy to ona wydała rozkaz strzelania do demonstrantów, Elena Ceaușescu odpowiedziała ze złością: „to Securitate!”. „To prowokacja!” wykrzyknęli na koniec oboje. „Proces” został sfilmowany i upubliczniony, dzięki czemu można było zobaczyć, że przed egzekucją siłą związano im ręce.

Po ewakuacji Ceaușescu z Bukaresztu rzeczywistą władzę sprawowało komunistyczne wojsko którym dowodził Stănculescu. Wkrótce jednak formalnie przekazało ją zorganizowanej w ciągu kilku godzin ekipie, na czele której stanęły osoby cywilne. Przed g. 15, w telewizji (nadawała program ze studia „na żywo” z przewijającymi się w nim „dysydentami” i „reformatorami”) wystąpił komunista-„dysydent” Ion Iliescu którego zaprezentowano jako „bohatera rewolucji” i pierwszoplanową postać wydarzeń (od 23 roku życia w PCR, absolwent jednej z uczelni moskiewskich gdzie najprawdopodobniej został pozyskany jako agent służb sowieckich, do czasu poróżnienia się z Ceaușescu jego protegowany, do 1984 roku członek KC PCR). Po 1,5 godzinie stał już na czele kraju, a w jego ekipie znajdowali się m.in. syn znanego komunisty Petre Roman  oraz generałowie Militaru i Gușă. Pierwsza ekipa władzy złożona była wyłącznie z komunistów: wojskowych, „dysydentów” oraz ludzi służb. Dwie i pół godziny potem Iliescu wystąpił przed tłumem na balkonie KC, w miejscu gdzie dzień wcześniej wiecował  jeszcze Ceaușescu. Wieczorem Iliescu wystąpił ponownie w telewizji z komunikatem o utworzeniu Frontu Ocalenia Narodowego oraz jego Rady jako organu zarządzającego (CFSN – Consiliul Frontuli Salvării Naţionale).  Poza nim samym, w jej skład wchodzili m.in. Cornea, Tökés, Dinescu,  Brucan,  Gușă i Stănculescu. Komunistyczny „zamach stanu” w komunistycznym kraju udał się i RSR wkroczyła na drogę „transformacji”.

Mimo błyskawicznej zmiany władzy, w kraju zapanował ogromny chaos. Na ulicach rumuńskich miast trwały demonstracje oraz toczyły się walki w których masowo ginęli ludzie. „Gniew ludu” obrócił się przeciwko Securitate, której snajperzy, jak twierdzono, strzelali do demonstrantów.  Wojsko rozdawało broń cywilom, a na ulice wyprowadzono czołgi. Do stworzenia takiej sytuacji przyczynił się Iliescu i jego ludzie, którzy w telewizji celowo podsycali emocje. Po 29 latach zostali oni oskarżeni (głównym oskarżonym jest Iliescu) o rozpowszechnianie fałszywych informacji celem utrzymania władzy i o sprowokowanie walk, a także inicjowanie i akceptowanie „działań dywersyjnych” (które to działania zakwalifikowano jako „zbrodnię przeciw ludzkości”).  Bardzo wiele ofiar to także skutek tzw. friendy fire pomiędzy demonstrantami oraz wojskiem. Walki trwały długo a w ich trakcie zniszczonych zostało wiele budynków. Od 22 grudnia do 10 stycznia w komunistycznej Rumunii zginęły 942 osoby, gdy tymczasem od 17 do 22 grudnia (gdy u władzy był  jeszcze Ceaușescu), zginęły 162 osoby a więc prawie sześciokrotnie mniej.

Na początku 1990 roku zaczęły organizować się partie polityczne, z których większość była wykreowana i kierowana przez komunistów albo przez funkcjonariuszy Securitate. W jedną z nich przekształcił się FSN. Wcześniej jednak, 12 stycznia,  w Bukareszcie, miała miejsce pierwsza demonstracja antyrządowa. Przewodził jej Dimitru Mazilu, niedawny komendant szkoły służb specjalnych, wznoszący teraz okrzyki „śmierć funkcjonariuszom Securitate!” W wyniku tej demonstracji m.in. zdelegalizowano partię komunistyczną, jakkolwiek następnego dnia wycofano dekrety, jako powód tej decyzji  ujawniając w prasie związki Mazilu z Securitate. Kolejna wielka manifestacja antyrządowa w Bukareszcie, miała miejsce 28 stycznia po zorganizowaniu się opozycji wobec FSN. Rządowe „siły porządkowe” stanowiło tym razem kilka tysięcy górników z Doliny Jiu, którzy atakowali też siedziby antykomunistycznej opozycji. Krwawe rozruchy trwały całą noc i następny dzień. Ten sposób ”rozwiązywania konfliktów” zastosowano jeszcze wielokrotnie i zyskał on nazwę „mineriady”. „Negocjacje” przy użyciu kilofów przyniosły skutek i 1 lutego 1990 roku FSN oraz „opozycja” (w tym organizacje mniejszości narodowych) wspólnie powołały Tymczasową Radę Jedności Narodowej (CPUN – Consiliul Provizoriu de Uniune Naţional), w której podział „mandatów” wynosił 50/50 (po połowie FSN i reszta), a celem było doprowadzenie do „wolnych wyborów”. Pomimo jednak tego „porozumienia”, 18 lutego ponownie doszło do masowej antyrządowej manifestacji w Bukareszcie, a demonstranci wdarli się do siedziby rządu. Tak jak poprzednio, po walkach na ulicach miasta, spokój zapewniła „mineriada”. 19 i 20 marca w Târgu Mureș (Transylwania) doszło z kolei do walk narodowościowych pomiędzy Węgrami i Rumunami (zginęło 6 osób). Okazało się później, że były one sprowokowane przez służby specjalne.

20 maja 1990 roku, w ciągle jeszcze „socjalistycznej” Rumunii, odbyły się „wybory” „parlamentarne” oraz „prezydenckie”, które zdecydowanie wygrał FSN oraz Iliescu (ponad 85% poparcia). Przed „wyborami”, w ich trakcie oraz po nich, na bukaresztańskim Piața Universității (Plac Uniwersytecki) miał miejsce protest studentów. Trwał do 12 czerwca, kiedy to przybyły „aktyw robotniczy”, po całodniowych walkach go spacyfikował. Dwa dni później, ze strajkującymi następnie w gmachu uniwersytetu studentami, a także z niezbyt przychylną FSN i Iliescu ludnością miasta, rozprawili się ostatecznie górnicy (zginęło 6 osób).  20 czerwca Iliescu złożył przysięgę „prezydencką” oraz powstał nowy „rząd” Petre Romana. Iliescu był „prezydentem” do 2004 roku (z czteroletnią przerwą w latach 1996-2000).

Reklama